24 czerwca 2019
23 czerwca 2019
21 czerwca 2019
Reminiscencje na temat złych i (dla odmiany) dobrych metod szkoleniowych (oraz wychowawczych...)
Oto opowieść, w której mowa jest o utracie miłości do grania na skrzypcach za przyczyną nieznośnej metody wpajania nauki i o tym jak w zupełnie innym miejscu i czasie miłość do tego pięknego instrumentu została odzyskana... oraz o moim podejściu do kwestii szkolenia, na które historia owa wpływ miała niemały.
Szkoła Muzyczna, do której uczęszczałam jako dziecko, a później przedstawicielka młodzieży młodszej, miała w szeregach swojej kadry pedagogów mistrzów i równocześnie, wyjątkowo niezadowolone z własnego życiowego wyboru, pojedyncze egzemplarze ludzkie. Jednym z tych ostatnich była młoda nauczycielka gry na skrzypcach. Z resztą zbyt długo w SM nie pracowała - nie miała serca do wykonywania tego zawodu. Niemniej czas jakiś lekcje z nami prowadziła. Uczestniczyłam w nich i ja i Bynio (w niniejszym tekście zmieniłam imię kolegi, by nie znienawidził mnie z poślizgiem czasowym...).
Dziwne, do dziś pamiętam jej nazwisko, lecz nie pamiętam imienia... Panią... nazwijmy: Hela...
(autor: #lar0 / Instagram) |
Dziwne, do dziś pamiętam jej nazwisko, lecz nie pamiętam imienia... Panią... nazwijmy: Hela...
13 czerwca 2019
10 czerwca 2019
8 czerwca 2019
Subskrybuj:
Posty (Atom)